Tam i z powrotem

Nadszedł w końcu czas by po wielogodzinnej podróży postawić pierwsze kroki w Centrum św. Kamila. Szczerze? Bojaźń i głośne w mojej głowie „co ja robię tu?” Tym bardziej, że pierwsze o co mnie poproszono, to bycie partnerem w tańcu osoby na wózku, gdyż właśnie tego dnia rozpoczynał się 6-cio miesięczny kurs. Jak to??? Nie dam rady. Nie, nie, nie, nie…! Oczywiście wypowiadane tylko w mojej głowie. I wtedy nadeszła pomoc, a w zasadzie pomocnicy. Najlepsi, bo towarzyszyli mi aż do końca mojego pobytu. Mam na myśli wszystkich związanych w jakikolwiek sposób z Centrum. Ojcowie, Siostry, nauczyciele, pracownicy, wolontariusze i najważniejsi (przepraszam już wymienionych)- podopieczni. Tak, właśnie tak. Z założenia naszą, wolontariuszy rolą jest pomoc niepełnosprawnym. Ale uwierzcie, że w wielu przypadkach to ja potrzebowałem ich pomocy by służyć im jak najlepiej. Każdy z nich to przecież indywidualność ze swoimi potrzebami, przyzwyczajeniami, przemyśleniami, planami, humorami i hobby. Ot takie, zwykłe przymioty jakie posiadam i ja i które uzewnętrzniają się przy wykonywaniu codziennych czynności, które wykonuję i ja. A język? Fakt, przydatny… Ale już po kilku godzinach przestałem troszczyć się o to, by był koło mnie ktoś ze znajomością co najmniej rosyjskiego. Naprawdę, jeśli się tylko chce to samymi rękoma czy pojedynczymi słówkami można góry przenosić. A ile przy tym zabawy i śmiechu!

Tam i z powrotem
Tak więc wzajemnie pomagaliśmy sobie każdego dnia. Najpierw przy przywiezieniu podopiecznych do Centrum, a następnie przy wspólnym śniadaniu. Razem z osobami, których sprawność ruchowa na to pozwalała podawaliśmy je innym. Tym, którzy potrzebowali pomocy, pomagaliśmy w jedzeniu. Następnie wszyscy udawaliśmy się do klas i pomagaliśmy sobie w różnego rodzaju zajęciach: muzykoterapii, plastycznych, stolarskich, artystycznych, komputerowych, sportowych. W sposób szczególny muszę jednak wspomnieć o zajęciach nauki języka (czytania i pisania). To chyba jedyna klasa, gdzie tak naprawdę byłem tylko i wyłącznie uczniem/pośmiewiskiem (w pozytywnym tego słowa znaczeniu), a moim nauczycielami, obok tego profesjonalnego, niepełnosprawni. I tak do obiadu… Czasem wykonywaliśmy też trudniejsze zadania. Cały ośrodek opiera się na silnym poczuciu wspólnoty, a o wspólnotę trzeba dbać zarówno w jej wymiarze wew. jak i zew. Dlatego wspólnie wykonywaliśmy prace ogrodnicze, sadownicze, konserwacyjne. Każdy wg swoich możliwości i umiejętności. Właśnie, warto o tym też wspomnieć słowo. Wszystkie zajęcia są skierowane na rozwój zainteresowań podopiecznych. Nie chodzi tylko o to, by miło spędzili czas, lecz także by poszerzali i zdobywali nowe umiejętności oraz wychodzili z nimi na zew. Podczas mojego pobytu zorganizowanych było kilka występów artystycznych, w których główną rolę odgrywali podopieczni Centrum.