Tam i z powrotem

Ojcowie prowadzą również świetlicę w wiosce Shavshvebi. Zamieszkują ją uchodźcy z Osetii Południowej, którzy utracili swoje domy w wyniku agresji Rosji na te tereny w 2008 r. Wizyta w tym miejscu była dla mnie bardzo emocjonującym wydarzeniem, które ciężko opisać. Wielka przestrzeń skoszarowanych, identycznych domków (których warunki bytowe pozostawiają wiele do życzenia) odgrodzona drutem kolczastym na tle Kaukazu, u podnóża którego stacjonują oddziały rosyjskiej armii. A między tymi domkami biegające uśmiechnięte dzieci, żywo zainteresowane odwiedzającymi ich gośćmi, chętnie pozujące do zdjęć oraz z wielką radością prezentujące im artystyczne pokazy, np. gruzińskich tańców. Aż chciało się wskoczyć na parkiet i zatańczyć razem z nimi! Zdecydowanym nadużyciem byłoby moje stwierdzenie, że nie widać u nich traumy tamtych wydarzeń. Jednak w ten sposób zdają się pokazywać, że w tak trudnych warunkach przynajmniej czują się bezpiecznie. Znamienny zdaje się więc napis na tablicy przy wjeździe do wioski „safety for first” (bezpieczeństwo przede wszystkim).

Tam i z powrotem
Wśród tych wszystkich obowiązków znalazł się także czas na zwiedzanie. Zwykle gdy nadchodził weekend, korzystając z wolnego wraz z innymi wolontariuszami udawaliśmy się w różne rejony Gruzji. Jest to kraj bardzo malowniczy. W zasadzie gdzie tylko obróciłem swój wzrok mogłem spostrzec krajobraz w który można byłoby wpatrywać się godzinami. Kazbegi, Batumi, spacery po Kaukazie czy po mieście miłości- Bodbe, Vardzia i oczywiście samo Tbilisi, to nie tylko przepiękne karty moich wspomnień, ale miejsca do których z pewnością jeszcze zawitam. Nie mogę także nie wspomnieć o samych Gruzinach. Cudowni ludzie. Niezwykle przyjacielsko nastawieni, zawsze służący swoją pomocą, cieszący się z małych rzeczy i nade wszystko ceniący czas spędzony na rozmowie z drugim człowiekiem.