Nasza posługa rozpoczęła się 2 września i trwała miesiąc. Na miejscu okazało się, ze prócz nas jest jeszcze trójka innych polskich wolontariuszy i tak powstała zgrabna szóstka. Pierwszy tydzień upłynął nam w oczekiwaniu na podopiecznych (zaczynali zajęcia tydzień później) i na porządkowaniu terenu wokół Centrum. Najwięcej uwagi trzeba było poświęcić trawiastej skarpie, było to okazją do poznania bliżej tutejszej fauny i flory (zwłaszcza tej najbardziej krwiożerczej i kłującej, modliszki są akurat nie groźne, za to jeżyny tylko czyhały na nieuważną kończynę wolontariusza).
Innym rodzajem zajęć była arteterapia. Któregoś dnia rysowałam z Ritą. Rita jest przesympatyczną, towarzyską Ormianką. Lubi uczyć się obcych słówek z filmów. Zdarzało się, że czasem o poranku witało mnie głośne „Sit down, madam” i filuterny, szeroki uśmiech. Tego dnia zadaniem Rity było wygładzenie papierem ściernym deseczek, tak aby później dekorować je metodą decoupage. Jakoś tak znalazła się między nami kartka oraz ołówek i zaczęłam rysować różne zwierzęta. Próbowałyśmy narysować razem kota. Po kilku próbach udało się, Rita roześmiana, podchodzę więc do innej dziewczyny, Nato. Nato nie mówi po rosyjsku. Bardzo lubi, jak się jej zaśpiewa „Co ty NA TO? A ja NA TO jak na lato!” Spojrzała tylko na mnie i zdecydowanym gestem odrzuciła moją propozycję narysowania kotka. „Hm. Może za trudne, pomyślałam”. I narysowałam słońce, zachęcając ją, żeby narysowała obok podobne. Nato widząc najwyraźniej, że tak łatwo się nie odczepię wzięła ołówek i dorysowała oczy, nos i uśmiech, a następnie obdarzyła mnie pełnym politowania spojrzeniem, pisząc pod rysunkiem pięknymi gruzińskimi literkami: „To jest słońce”. Wniosek: nigdy pochopnie nie oceniaj! 😉